Recenzja książki "Wymazana granica. Śladami II Rzeczpospolitej" Tomasza Grzywaczewskiego
Reportaż Tomasza Grzywaczewskiego „Wymazana granica. Śladami II Rzeczpospolitej” ukazał się w wydawnictwie Czarne, co dla członków DKK przy UTW-UR jest już pewną rekomendacją. Wydawać by się mogło, że po takich lekturach, jak „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia” Witolda Szabłowskiego, „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” Zbigniewa Rokity czy też „1945. Wojna i pokój” Magdaleny Grzebałkowskiej trudno będzie znaleźć książkę, która opowie coś nowego o polskich dramatach I i II wojny światowej. Tymczasem Tomasz Grzywaczewski, proponując czytelnikowi niezwykłą podróż śladami wymazanych granic II Rzeczpospolitej, zaprasza nas do wysłuchania poruszających historii ludzi pogranicza. Granica na mapie to tylko umowna kreska, wynegocjowana w gabinetach polityków, którą łatwo wrysować, uwzględniając zyski terytorialne i ekonomiczne, ale już nie pamiętając o tym, jak dramatyczne zmiany przyniesie to w życiu zwykłych ludzi.
W podróży wzdłuż dawnych granic autor stara się odszukać i przypomnieć ślady namacalne, takie jak dawne słupy graniczne czy też strażnice Korpusu Ochrony Pogranicza, ale także ślady ulotne, zapisane w ludzkiej pamięci.
Przed rozpoczęciem podróży koniecznie trzeba przestudiować otwierającą książkę mapę II Rzeczpospolitej. Warto też zajrzeć do Internetu, aby zobaczyć, jak wyglądał wtedy zasięg poszczególnych narodowości, języków czy wyznawanej religii. To nam znakomicie ułatwi zrozumienie emocji, zawartych w wielu wypowiedziach rozmówców autora.
Autor w swoją niezwykłą podróż zaprasza nas już w Dębkach, miejscowości letniskowej nad Bałtykiem, gdzie na plaży stoi słup, od którego zaczynało się „5 529 kilometrów wgryzającej się w Europę Środkową granicy”. W 1920 w Dębkach znajdował się posterunek Straży Granicznej, a osada była najdalej na zachód wysuniętą miejscowością polskiego wybrzeża. Od Dębek granica zmierzała na południe, tak też wędruje autor, odwiedzając miejscowości po obu stronach dawnego kordonu, aby przypomnieć dramatyczne losy Kaszubów. Dalej na południe zatrzymujemy się na granicy Wielkopolski, aby posłuchać ludzi ze Zbąszynia, Świętna i Wschowej, zaś później miejscowości Górnego Śląska i Zagłębia są okazją do przypomnienia zawiłych i bolesnych losów Ślązaków. Zaraz potem Racibórz, Ostrawa i Karwina - pogranicze polsko – czeskie i Zaolzie. Autor nie waha się przypomnieć konsekwencji traktatu z Trianon, który także w Polsce pozostawił bolesne blizny. Duży odcinek południowej granicy ze Słowacją to granica współczesna, tak więc zatrzymujemy się w Bieszczadach, aby opuściwszy źródła Sanu dotrzeć aż nad Czeremosz. Myślę, że prawie każdy z nas śpiewał kiedyś „Tam szum Prutu, Czeremoszu Hucułom przygrywa”…, nie zawsze zdając sobie sprawę z tego, gdzie leżą te rzeki i jaką rolę most na Czeremoszu odegrał 17 września 1939. Dlatego czytajcie Grzywaczewskiego z uwagą i z mapą w ręku! Przy tej okazji autor przypomina postać Stanisława Vincenza, światowej sławy znawcę Pokucia i Huculszczyzny. Od Okopów Świętej Trójcy wędrujemy na północ. Z oczywistych powodów autor zatrzymuje się dłużej na Wołyniu, by przez Polesie dotrzeć na tereny dzisiejszej Białorusi, co daje okazję do przypomnienia Sergiusza Piaseckiego. Litwa to nie tylko dzieje wygaszonej elektrowni jądrowej Ignalino, ale także historia zawiłych relacji polsko – litewskich. Wędrujemy dalej na zachód, wzdłuż granicy z Prusami Wschodnimi, słuchając o losach Mazurów, jakże podobnych do losów Kaszubów i Ślązaków. Podróż kończy Wolne Miasto Gdańsk. Na wschód od Krynicy Morskiej plażę zamyka znak stop i drut kolczasty. Jak pisze autor: „Kraniec Polski i Unii Europejskiej, początek Rosji”.
Czytajcie Grzywaczewskiego, czytajcie historię jakże różną od tej, którą naszemu pokoleniu przekazywano w szkole, czytajcie także dlatego, że na zawsze odchodzą ludzie – świadkowie tamtych dni.
Maria Suchy - klubowiczka DKK przy UTW -UR w Filii Nr 10 WiMBP w Rzeszowie